Nagle serce Moni przestało bić na parę sekund. Lufa broni była przystawiona do jej pulsu. Przymknęła oczy i usłyszała cichy śmiech.
- Każda osoba kogoś nienawidzi- odezwał się uzbrojony mężczyzna po rosyjsku. Niestety każdy go zrozumiał. Od tego są obowiązkowe lekcje rosyjskiego. -Wymień mi dziesięć osób, które zabijemy. Spróbujesz tego nie zrobić, a sama będziesz jedną z dziesięciu.
Monia spojrzała na niego niepewnie. Widać było, że nie żartował. Podniósł ją za bluzkę i zaciągnął na środek sali.
Szatynka niepewnie podniosła swoją rękę i wskazała na znajomą, którą bardzo nie lubiła. Była to niska brunetka, przy kości. Dziewczyny kiedyś przyjaźniły się, lecz przez jedną sytuację od trzech lat mają ochotę wydrapać sobie oczy. Nigdy nienawidziła kogoś tak mocno, aby życzyć mu śmierci. Ale od jakiegoś czasu zrozumiała, że w tych czasach można polegać tylko na sobie. Że nikt w tej sytuacji nie poświęciłby własnego życia dla grupy dwulicowych osób. To wszystko co kształtuje ją zawdzięcza tylko sobie.
Jeden z żołnierzy podszedł do nastolatki i strzelił jej w głowę, robiąc okropnie dużą plamę krwi na ścianie. Jej ciało bezwładnie zaczęło zsuwać się po ścianie, aż nagle upadło. Większość osób zamknęło oczy, a pozostali patrzyli na swą koleżankę z błaganiem, aby to oni nie byli kolejni.
Krwawa masakra dopiero się zaczęła. Najwyższy żołnierz szarpnął gwałtownie Monikę za włosy dając znać, że czas kolejnego wyboru. Nagle przed jej oczami stanęły wszystkie złe momenty z całego jej życia. Jej kolejnym wyborem była znajoma na siłe próbująca ją zniszczyć, a w młodszych latach doprowadzając do prób samobójczych. Brunetka z tym wyrazem twarzy przypominającym kurwę. I bum. Kolejny trup.
Przy siódmym wyborze zawahała się. Poczuła się jak morderca. Nie czuła się człowiekiem. Skazywała osoby niewinne na śmierć. Niewinne? Czy ona za mało się liczyła? Nie myślała o sobie? Każda z tych osób przyprawiała ją o bóle głowy i płacze. Czy to nie największa pora się zmienić?
Padły trzy ostatnia strzały, a Monika która wychodziła na początku wystraszona na środek sali, wracała z niej z uśmiechem i radością Usiadła w ławce i zaczęła się śmiać. Nadszedł wreszcie czas kiedy to te podłe glizdy będą się przed nią wić błagając o wybaczenie. Już czuła jak będzie mieć karabin w dłoni, roztrzaskując każdego kogo będzie chciała. Rzeczywistość dużo nie różniła się od jej marzeń.........